music

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 4 Plaza

 Poszliśmy na plaże. Na miejscu rozłożyliśmy koce i zaczeliśmy się przebierać. Czułam na sobie wzrok Jensena. Nie było to przyjemne uczucie. Podczas gdy ja i Zosia smarowałyśmy się kremem z filtrem, Jensen i Adam zniknęli już w wodzie. Przyjemnie było wygrzewać się na słońcu do póki nie usłyszałam krzyki. Poczułam coś zimnego naz swoim ciele. To ja i Zosia krzyczałyśmy, bo te dwa barany wpadły na genialny pomysł zeby nas ochlapać. Adam przytulił się do Zosi nie zważając na jej krzyki
- Idioto idź sobie! Jesteś cały mokry!- próbowała się od niego odsunąć, na marne oczywiście.
W tym samym czasie Jensen podniósł mnie i przełożył sobie przez ramie. Jakbym była workiem ziemniaków. Waliłam go rękami i nogami- bezskutecznie i tak wrzucił mnie do wody. Ochlapałam go wodą, a on chyba uznał to za początek nowej zabawy bo odwzajemnił mój ruch. Po kilku minutach zaprzestałam walki. Jensen zdziwiony czekał na jakiś mój ruch. Podeszłam do niego polwoli. Moją prędkość zwalniała woda. Gdy byłam już wystarczająco blisko niego. Zaczęłam wodzić palcami po jego torsie, aż doszłam do pleców. Trzymałam go lekko za szyje jakbym chciała go pocałować. Chyba zrozumiał co mam zamiar zrobić, bo schylił się lekko. Nasze usta powoli milimetr po milimetrze się do siebie zbliżały. Gdy były już wystarczająco blisko siebie pociągnęłam go w dół. Spadł jak kamień do wody razem ze mną. Przez chwile się wystaraszyłam. Może zrobiłam mu krzywde? Dopiero po chwili otworzył oczy. Najpierw zobaczyłam w nich niepokojący blask, potem spojrzał na mnie w taki dziwny sposób i się uśmiechnął. Wiedziałam, że muszę być gotowa na jego zemste. Odwzajemniłam uśmiech. Wynurzyliśmy się. Cała scenka nie trwała pewnie dłużej niż minute. Po jakimś czasie przypłynęli do nas Adam i Zosia z piłką. Graliśmy tak przez jakiś czas. W końcu postanowiłam wrócić na koc. Musiałam trochę wyschnąć. Leżąc tak patrzyłam jak grają moi przyjaciele. Znałam Jensa już prawie dwa miesiące. Poznaliśmy się pod koniec czerwca, na moim przyjęciu urodzinowym. To Adam go zaprosił. Wiedział, że mi się spodoba. Jensen urodził się w Anglii, tak przynajmniej mówił mi Adam. Nie wiem dlaczego przyjechał do Polski. Gdy raz spytałam się go o to powiedział że dla mnie. Pamiętam jak wtedy uśmiechnął się rozwalająco i mnie przytulił. Ma piękne oczy czasem wydaje mi się, że są czarne jak noc. Gdy na mnie patrzy mam wrażenie, że widzę w nich gwiazdy. Westchnęłam. Przez cały ten czas patrzyłam na niego. Rozejrzałam się po plaży. Zatrzymałam na dłużej wzrok na serferach. Zawsze chciałam nauczyć się jeździć na desce. Nigdy nie było jeszcze niestety takiej okazji. Wśród zebranych zauważyłam Stivena. Patrzył na mnie. Uśmiechnął się pokazując swoje białe idealne zęby, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Znów spojrzałam na Jensa. Szedł w moją stronę. Chwile potem znów pojawił się przy mnie. Położył się obok i szepnął do ucha
- Jesteś mi winna pocałunek.
- Wiem- odszepnęłam i pocałowałam go w policzek bardzo blisko ust. Zamruczał, a ja się zaśmiałam. Wtulił się w moją szyję. Było mi tak dobrze w jego ramionach. Zamknęłam oczy.
Otworzyłam oczy. Już nie byłam na plaży tylko w jakimś pokoju. Rozejrzałam się. Ściany były ciemno niebieskie. Brudne. Szafa i regał ciemnobrązowe. Zakurzone. Chyba dawno nikt tu nie mieszkał. Łóżko kolorystycznie pasowało do tego miejsca, były ciemno brązowe. Wstałam. Pokój nie był zbyt duży. Miałam wrażenie, że jestem w jakimś Hotelu. Podeszłam do drzwi, które wydawały mi się tymi wyjściowymi. Wyjrzałam przez judasz. Ku mojemu zdumieniu zobaczyłam tam znajomą "twarz". Jensen był bez koszulki pokazując swoje sumiennie wypracowane mięśnie. Ręce miał dziwnie jakby związane z tyłu. Nie to jednak sprawiło, że poczułam gule w gardle: nie miał twarzy. Brakowało mu oczu, nosa i ust. W ich miejscu była sama skóra. Poczułam zimny pot. To nie była prawda...
- Ładnie mi wyszło prawda?- spytał suchy, jakby skrzypiący głos. To była Mama. Z trudem przełknęłam ślinę. Czułam jej oddech na mojej szyi. Walczyłam z chęcią uderzenia jej. To nie pomogłoby mi. Każda agresja mogła być wykorzystywana przeciwko mnie. Po pierwsze: czułam od niej siłę, była wstanie zrobić mi krzywdę. Po drugie: ja nie potrafiłam jej dotknąć, nie wspominając o uderzeniu, żywa czy nie żywa, prawdziwa czy nie prawdziwa to nadal była moja Matka. Chyba. Znów przemówiła tym razem lekkim tonem, choć wiedziałam, że w środku jest wściekła:
- Podomno zemsta najlepiej smakuje na zimno. Mmm... Rozsmakuj się ze mną zemstą, Amando.
-Dla-dla... czee-go ttak mmówisz?- nie mogłam poskromić emocji równie dobrze jak Ona, w ogóle nie mogłam. Myśl, że Mama mści się na Jensenie nie wiadomo z jakiego powodu i to w taki sposób była po prostu straszna. Co on musiał Jej zrobić? Stop! To sen, nie mogę się zapomnieć!
- Wiesz sama z siebie nie umarłam- westchnęła półszeptem, który był dobrze słyszalny w tej ciszy. Powoli zaczęłam sie odwracać. Nie wierzyłam w to co słyszę. Stałam twarzą w twarz z Mamą. Moją Mamą. Tą ze zdjęć. Zaparło mi dech na jej widok. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, a ja odwzajemniłam ten prosty gest. Wtedy w drzwi zaczął ktoś natarczywie pukać.
- Jest zły...- Mama powiedziała to co obie wyczułyśmy. Odsunęłam się od drzwi. Walił coraz mocniej. Coś pękło. Kolejne uderzenie. Zrobił dziurę, w którą wsadził głowę.  Zaczęłam krzyczeć. Jensen... Był zbyt prawdziwy. Mama była zbyt prawdziwa. Pod wpływem uderzeń dziura się powiększała. A zakrwawiony Jensen pokazywał się coraz bardziej. Uciekłyśmy z mamą wgłąb pokoju. Zabarykadowałyśmy drzwi. Próbowałam uspokoić oddech. Moja rodzicielka położyła mi swoją dłoń na ramie. Poczułam się bezpieczniej. Pod ubranie wyczułam jej ciepłą i zadbaną dłoń. Mało co pamiętałam za jej życia. Do tych nielicznych wspomnień z nią związanych należą ręce. Piękne długie paznokcie zawsze pomalowane na kremowy kolor. Zgrabne palce, a na czwartym u lewej dłoni miała złoty pierścionek ślubny. Zawsze miała ciepłe ręce. Pamiętam jak gdy odprowadzała mnie do przedszkola zatrzymywałyśmy się przed budynkiem. Przez moment patrzyła mi prosto w oczy, a ja czułam, że jestem kochana bardziej niż w innych zawsze. Potem kciukiem gładziła mój policzek, robiła znak krzyża na czole (to ona nawróciła mojego tatę poprzez swoją miłość, a mnie wychowała w wierze) i je całowała. To był nasz codzienny rytułał. Tego dnia, którego zginęła też go odprawiła, ostatni raz. Jensen wpadł do środka. Zaczęłam krzyczeć.
- Ciiii...- uspakajała mnie- Nie krzycz to nie pomoże. Spójrz na mnie Amando- mama miała jasno niebieskie oczy. Takie jak ja. Uwielbiałam w je patrzeć. Tym razem nie widziałam w nich wesołych iskierek, tylko nieżywe spojrzenie.- Nie ważne co się stanie. Pamiętaj: kocham cię, a to tylko sen. Nie mamy dużo czasu. Ona jest zła. Mści się za to, że cię odwiedziłam. Powinnam teraz być zupełnie gdzie indziej. Kochanie jesteś w niebezpieczeństwie. Ona na ciebie poluje i może posłużyć się każdym.- mówiła cichym szybkim szeptem.
- Kto?- zapytałam równie cicho szukając wskazówki w jej oczach.
- Śmierć.

4 komentarze:

  1. Opowiadanie ciekawe i chętnie przeczytałbym ciąg dalszy... Ale stylistycznie jest strasznie! Wstawiasz Ę tam gdzie powinno być EN to samo z Ą . Po za tym kilka błędów logicznych. Treść 7/10 styl 4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, za komentarz. Postaram się w wolnym czasie poprawić błędy! :)

      Usuń
    2. Zajebiste i ciekawe opowiadania :) az milo sie czyta ;) oby oby oby tak dalej :)

      Usuń