music

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 14. Wandy





Jesień to moja ulubiona pora roku, jest pożegnaniem lata i przygotowaniem się do zimy. Uwielbiam ten moment kiedy kolorowe liście spadają i przyozdabiają świat. Wszystko wydaje się takie magiczne. Uwielbiam jesienny deszcz, świeże powietrze.
W takie dni jak dziś w Arce wychodzimy na dwór. Grabimy liście, sprzątamy podwórko. Takie dni uważam za piękne. W Arce czuję się bezpieczna. Tam przeżywam swoje drugie dzieciństwo.
- Farba już blaknie- westchnęła siostra Marta- Wiosną przydałoby się pomalować dom- przejechała opuszkami palców po ścianie.
- Zajmniemy się tym!- zapewniłam ją. Posprzątaliśmy, a siostra zaprosiła nas do domu na obiad. 
Ustaliśmy wszyscy wokół stołu, złapaliśmy się za ręce.
- Pobłogosław panie...- siostra Marta zaczęła swoją codzienną modlitwę. Codziennie zmieniali się. Każdy wychowanek znał ją na pamięć. 
Po zjedzonym obiedzie wyszliśmy znów na dwór. Tym razem z piłką. 
Podzieliliśmy się na kilka drużyn. 
- Podaj Amanda!- krzyczał Kuba.
- Kopnij ją!- Igor próbował podbiec do mnie. Kopnęłam ją w stronę Alicji, a dopiero po chwili zorientowałam się, że nie jest w mojej drużynie.
- Ami!- Agatka złapała się za głowę.- Byłam wolna...-pokręciła głową. Zmieszałam się i przeczesałam palcami włosy.
- Przepraszam!- odkrzyknęłam jej. Biegaliśmy po boisku, co jakiś czas zmienialiśmy drużyny. Osoby siedzące na ławkach gorliwie kibicowały swoim drużynom.
Zrobiło mi się słabo, wszystko było zamazane. Poczułam pulsujący ból w skroni. Upadłam, a przerażone głosy dookoła mnie zaczęły się wyciszać. Potem była już tylko ciemność, ale skoro była ciemność to gdzieś musiało być światło, a z nią jasność. Kiedy tylko przeszło mi to przez myśl rozjaśniało raniącą oczy jasnością. Znów byłam w białym pomieszczeniu, w tym samym, w którym znalazłam się w Brukseli (kiedy weszłam do lustra,pomyślałam, to idiotycznie brzmi!)
Wstałam, przede mną stała Angel.
- Przepraszam, ale nie mogłam zwlekać.- usłyszałam jej głos w swojej głowie.- Czas mija. Niedługo trzeba będzie zebrać plony. Syn Śmierci jest bliżej niż ci się wydaje. Musisz na nich uważać, bo kiedy wpadniesz w sidła jednego z nich nie wydostaniesz się żywa. To potężne demony. Zajrzyj do kieszeni swoich spodni.- odruchowo wsadziłam ręce do nieistniejących kieszeni. Dziś miałam na sobie leginsy.- Znajć wandy.
Znów zrobiło mi się słabo, obraz powoli się zamazywał.
- Co to jest?- spytałam. Przed oczami pojawiły mi się ciemne sylwetki. Moja skroń zaczęła pulsować bólem. Świat nabierał barw. 
- Amando, nic ci nie jest?- Kuba kucał nade mną. Dookoła zauważyła kilkanaście głów, również siostry Marty.
- Wszystko w porządku? Pomóc Ci wstać?- Gabryś pomógł mi wstać. Po paru minutach poczułam się lepiej. Wanty, przeszło mi przez myśl. Co to było? Nie to było wandy; przez d, nie t. Co to było? Jeszcze nie wiedziałam.
Wieczorem przyjechała Zosia. 
- Hej. Słyszałam co się stało.- zmarszczyła brwi w niby zamyśleniu i pocałowała mnie w policzek. Przez chwile milczała, zastanawiając się czy mi coś powiedzieć. Otworzyła usta, ale potem je zamknęła nie wydając żadnego dźwięku. Poszłyśmy do mojego pokoju, dopiero wtedy to powiedziała:
- Jensen jest w szpitalu.
Wszystko przyspieszyło. Złapałam Zosię za ramiona i nią potrząsnęłam. Wybiegłam z domu nie czekając na nikogo. Zatrzymałam się jedynie by założyć buty i zabrać ze sobą kurtkę. Przez głową przebiegały mi złe myśli. Co jeśli nie wyczują jego pulsu? Jaki miał wypadek? Potrącił go samochód? Ktoś chciał go skrzywdzić?
Po piętnastu minutach biegu znalazłam się pod szpitalem. Kolejne dziesięć minut zajęło mi dostanie się do Jensena.
- Nic ci nie jest?- spytałam w drzwiach. Wyglądał dobrze, za dobrze.- Jensen?- spytałam. Spojrzał na mnie. Wyglądał na zażenowanego.
- Amanda.- dźwigną się na do pozycji siedzącej.- Co tu robisz?
Pytanie wydało mi się absurdalne, ale je zignorowałam. 
- Nie powinieneś tu być.- szepnęłam poszukując jego ręki.- Jak?
- Mój ojciec...- Jensen się zawahał i spuścił wzrok.
- Ale teraz nic ci nie jest? Kiedy cie wypuszczą?
- Jutro. 


Następnego dnia kiedy Jensen wychodził zaprosiłam go do siebie. Zjedliśmy razem śniadanie. Poszliśmy do mnie do pokoju. Jensen spojrzał przez okno. Co jakiś czas jechały samochody. Jensen dotknął szyby. Wyglądał jakby za czymś tęsknił. Był piękny, po prostu.
- Amando. Nie myśl o mnie źle.- spojrzał na mnie swoimi szarymi oczami, przez moment były przerażająco czarne. Wydawałoby się, że nie było tam nic. Amanda udałaby, że to zwykłe przywidzenie, gdyby nie to co powiedział jej Jensen. Pół demon i pół anioł są parą, to brzmi tak niewiarygodnie! Ale tak wygląda prawda, a przynajmniej jej zalążek. Chciałabym zobaczyć świat jego oczami. Nie rozumiałam jakim cudem ich barwa tak się zmieniała. Od czego to było uzależnione?
- Nigdy nie byłem zakochany, poważnie. Jesteś pierwszą dziewczyną w moim życiu. Zależy mi na tobie. Dlatego to mówię. Jesteś... jesteśmy w niebezpieczeństwie.- poczułam wzrost temperatury. Czy on wiedział?- Oon... to trudne do wysłowienia się Amando. Eh... Po prostu musimy na siebie uważać. Niedługo przyjdzie nam uciekać. Zrobisz to ze mną?- spytał. Na myśl przyszły mi wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni. 
Jestem pół aniołem. Jensen pół demonem. Moja mama zawarła jakiś pakt z diabłem. Moje sny nie były snami. W każdym z nich powinnam szukać jakiejś podpowiedzi. Lusterko Światła leżało spokojnie na dnie mojej szafy, pod stertą toreb. Te dziwne słowo wandy. Co to było? Czy uchroniłoby mnie przed śmiercią? Na samą myśl po moich plecach przeszedł dreszcz. 
Tyle pytań, tak mało odpowiedzi.

3 komentarze:

  1. Zapraszam wszystkich tutaj: http://dwaswiaty345.blogspot.com/
    z góry dziękuję wszystkim którzy zajrzą i dadzą mi szanse. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog;)
    Zapraszam: http://poplyniemydaleko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń